Mysz Kościelna

Wiatr?

Witajcie!

Znów jestem w kropce. Potrzebuję Waszej rady, by zrozumieć, co się dzieje. Otóż siedziałem tydzień temu w swoim domku na nabożeństwie (jak pamiętacie mieszkam w kościele). Słuchałem kazania z powagą, naśladując jednak nieco dla zabawy miny niektórych osób. Usłyszałem, jak pastor mówił, że Bóg jest jak wiatr? Ponieważ nie można Go do końca zrozumieć, jest nieuchwytny i przynosi zmiany. Dziwne nieco, co nie? Ja się nieco boję wiatru. Dlatego się troszkę wystraszyłem. Co gorsza, wtem zrobił się przeciąg i otworzyło się okno w kościele. Nuty na pianinie pospadały na podłogę i zrobiło się niemałe zamieszanie. Oczywiście obserwowałem to już ze swojej norki w prezbiterium, bo się wystraszyłem i zająłem pozycję obronną.

Jak się potem okazało to była tylko niewinna zapowiedź przyszłych zdarzeń. W nocy z wtorku na środę szalała burza. Zepsute już od wielu lat okno nie tylko otworzyło się z okropnym trzaskiem, ale również pobiło. Deszcz wlewał się prawdziwym wodospadem do kościoła. Wleciały też jakieś gałęzie. To był prawdziwy koszmar. Leżałem w swoim łóżeczku mocno przyciśnięty do poduszki. Nie odważyłem się nawet wyjrzeć z norki. Nie spałem do rana, kiedy w końcu zrobiła się cisza. Następnego dnia obejrzałem pole zniszczeń. Okazało się, że wiatr przewrócił sztuczne kwiaty, które chyba od 10 lat stały niezmiennie w dużym wazonie pod oknem. Wazon był nie do odratowania, kwiaty gdzieś tajemniczo zniknęły.

Kolejne dni były bardzo towarzyskie. Dużo osób przychodziło nie tylko oglądać, ale potem i naprawiać zniszczenia. Trzeba było wynieść część krzeseł z kaplicy. Dobrze jadłem w tym tygodniu, bo przemiłe panie, przynosiły ogromne ilości ciastek dla mnie, no i jeszcze pewnie dla tych, co remontowali kościół po burzy.

W tą niedzielę wszyscy zachowywali się inaczej niż zwykle. Pastor musiał uciszyć jakieś dyskusje, by móc w powadze zacząć nabożeństwo. Większość osób musiało usiąść blisko siebie, bowiem nie zdążono wnieść wyniesionych w tygodniu krzeseł. Było tak świątecznie, bo wszystko było odremontowane, pomalowane i posprzątane. Czułem się jakoś nieswojo. Nie dlatego, że pomalowali nie na ten kolor, co chciałem (lubię pomarańczowy). Było bowiem bardzo radośnie, nikt już nie spał na kazaniu i wszyscy byli dla siebie jakby nieco milsi. Nawet się parę osób pomodliło na głos, dziękując Bogu za niezwykły tydzień, który wszystkich zjednoczył we wspólnej pracy i …za błogosławione zniknięcie kwiatów spod okna!

Ciągle boję się wiatru, ale nie wiedziałem, że może tyle dobrego przynieść dla kościoła. Co Wy na to? Czy to wszystko nie jest nieco dziwne? I gdzie są kwiaty?

~ Wasz Mysz EK