Mysz Kościelna

Spór o „Kolację Świętą”?

Witajcie,
Mamy w naszym gronie gryzoni spór i nie wiemy, jak go rozstrzygnąć.
Jak wiecie lubię niedziele ze względu na imprezy, jakie się odbywają w Kościele. Mam wtedy mnóstwo gości, przychodzą, nawet jak ich nie zapraszam. To pewnie z troski, by zobaczyć co u mnie. Jestem im najbardziej wdzięczny oczywiście za mnóstwo okruchów i pyszności, jakie zostawiają mi do jedzenia.
I właśnie spór jest o jedzenie.

Mieszkam w Kościele już sporo czasu, lubię słuchać kazań i stałem się „uczonym” myszą, ponieważ uczony to ten, kto się uczy. Słuchałem ostatnio kazania o Wieczerzy Pańskiej. Bardzo ciekawe, pouczające i wzniosłe. Prawie nic nie zrozumiałem, ale historia była piękna. Po nabożeństwie jednak rozniosły się piękne zapachy, na który jestem wrażliwszy niż na inne doznania.

Zapachniało mi świeżutkim chlebkiem ze stołu w prezbiterium (czyli bliziutko mej norki). Nie tylko mi. Mój kolega Stefan, był dwie minuty po nabożeństwie już przy stole. Wdrapaliśmy się szybko razem, ponieważ każdy z nas chciał być pierwszy. Znaleźliśmy nie tylko okruchy ale i spore kawałki. Aż łzy szczęścia stanęły mi w oczach. Szybko łapkami napychałem swoją buzię. Stefan jadł jeszcze szybciej. Nie wiem, jak on to potrafi. Ja rozmarzam się podczas spożywania świeżego chleba, ponieważ zazwyczaj jem kilkudniowy. A tu w łapkach takie mięciusie kęsy… Stefan ogólnie nie zna się na poezji, więc na poetyce jedzenia również. Po napchaniu się chlebem, poczuł jeszcze ciekawy zapach i ładował się do dużego pucharu. To wtedy rozegrał się nasz dramat. Nagle nie wiadomo skąd poleciała na nas bolesna ścierka (z czego te ścierki są szyte? Z drutu kolczastego?) wraz z okrzykami księdza. A taki wydawał się łagodny… już nawet polubiłem jego kazania… Uciekliśmy oczywiście w mgnieniu oka. Ksiądz chyba nie był zadowolony bo krzyczał jeszcze dobre pięć minut. Podobno takie rzeczy trzeba wybaczać, więc mu wybaczam. W końcu zdążyliśmy sporo zjeść więc nie mam żalu…

Opowiedzieliśmy naszą historię wieczorem innym myszom i wtedy rozpętała się kłótnia, ponieważ stara Mysz powiedziała, że nie wolno jeść ze stołu w prezbiterium bo to komunia święta. Inna mysz powiedziała, że nieprawda, że komunia jest święta tylko w wielkie święta. Mysz z kuchni zaś powiedziała, że się nie znamy ponieważ to była eucharystia. Ja powiedziałem, że akurat słuchałem kazania i było tam o Wieczerzy Pańskiej. Starszy mysz Franciszek powiedział, że wieczerza to po porostu kolacja. Już od tygodnia się kłócimy i myślę, że po tych uczonych dyskusjach doszliśmy do kilku ważnych wniosków. Otóż i one:
1. Zgodnie z kazaniem, z którego nauczyłem się że Wieczerza Pańska (ew. Kolacja Pańska) jest w Kościele wtedy, kiedy dzielimy się między sobą chlebem i winem (Mysz Zenek nie zdążył, ale Stefan potwierdza, że było też wino).
2. Zgodnie z przekonaniem dużej części mysz, „komu?-nia!” jest wtedy, kiedy każdy bierze swój kawałek chleba i ucieka. Myszy widziały na własne mysie oczy, że każdy człowiek podchodził, dostawał i uciekał ze swoim kawałeczkiem.
3. Eucharystia jest trudnym słowem, żadna z myszy nie do końca potrafi je wypowiedzieć, stąd powstał pogląd, że eucharystia jest wyniosłym słowem kiedy się nie je, lecz tylko modli. Tutaj część myszy stwierdziło, że to nie dla nich, ponieważ one wolą jednak zjeść.

Widzicie, że mam poważny problem natury kościelno-spożywczej i muszę jeszcze stać się większym uczonym, by to pojąć. Ponieważ same kazania mi w tej uczoności nie pomagają, postaram się pooglądać ludzi na spotkaniach przy kawie i herbacie. Może będzie tam więcej Wieczerzy, Komunii i Eucharystii niż na nabożeństwie? Kto wie? Może Wy?